wtorek, 9 września 2025

"Książki. Magazyn literacki" Nr 7-8/2025 | recenzja

 


    Jakiś czas temu mój mąż dokonał ciekawej obserwacji. Otóż zauważył, że nie tylko czytam książki, ale też czytam książki o książkach, oglądam filmy o książkach, piszę o książkach, pracuję z książkami... Do tego pakietu dodać wypada jeszcze czytanie magazynów o książkach. I choć brzmi to nieco absurdalnie, zapewniam, że warto robić te wszystkie rzeczy, ponieważ to właśnie wtedy uczymy się interpretacji, stosowania różnych perspektyw odbioru literatury, poznajemy cudzy punkt widzenia i zanurzamy się w refleksjach. Między innymi taką misję wypełnia gazeta o nazwie "Książki. Magazyn literacki".

    Miesięcznik, o którym dziś mowa, może się pochwalić dość długą tradycją, bowiem wydawany jest nieprzerwanie od 1992 roku. W każdym numerze znajdują się informacje na temat nowości wydawniczych, bestsellerów oraz wydarzeń literackich, na które warto zwrócić uwagę. Magazyn podaje nam to wszystko w pigułce, dzięki czemu nie musimy poświęcać dodatkowego czasu na guglowanie, jakie trendy czytelnicze w tej chwili zawładnęły rynkiem książki. W czasopiśmie znajdziecie ranking najlepiej sprzedających się tytułów w ostatnim miesiącu oraz humorystyczne opisy fabuły w dużym uproszczeniu. Zatem jeśli ktoś chce wiedzieć, co w trawie piszczy, tego rodzaju czasopismo będzie świetnym wyborem.

    "Książki. Magazyn literacki" to również zbiór rewelacyjnych felietonów, esejów i wywiadów. W najnowszym numerze, można powiedzieć "wakacyjnym", przeczytacie między innymi o sztuce introligatorstwa, nowym wydaniu dzieł Juliusza Słowackiego czy biografii Tadeusza Borowskiego, wydanej ostatnio przez wydawnictwo Znak Literanova. Moją uwagę przykuła refleksja Małgorzaty Karoliny Piekarskiej na temat obrazu kobiety w kryminałach Walerego Przyborowskiego oraz rozmowa z Agnieszką Janiszewską na temat serii pt. "Dziedzictwo elfów" - swoją drogą, czuję się zachęcona do lektury. :)

    Podsumowując, najnowszy numer miesięcznika "Książki" jest wart polecenia ze względu na ciekawe wywiady, błyskotliwe felietony oraz przegląd bieżących zagadnień, zjawisk, wydarzeń czy mód. Nie zawsze musimy zgadzać się z autorami poszczególnych wypowiedzi (ja się kilkakrotnie nie zgodziłam) - tym lepiej! Wówczas tworzy się w naszych myślach dialog, dopuszczający liczne głosy i poszerzający horyzonty. Zdecydowanie warto sięgać po takie rzeczy. :)


Wpis powstał we współpracy z wydawnictwem:





poniedziałek, 1 września 2025

"Biblioróżnorodność. Manifest wydawców niezależnych" Susan Hawthorne | recenzja

 


    Istnieje powiedzenie "światem rządzi pieniądz". Oznacza ono smutną diagnozę społeczeństwa owładniętego pokusą ciągłego bogacenia się, wypierając jednocześnie takie wartości jak zdrowie, rodzina czy szczęście. Niestety, dopóki istnieją pieniądze, dopóty ludzie będą się mierzyć z licznymi problemami niemal w każdej sferze życia. Jedną z nich jest branża wydawnicza, szczególnie bliska sercom czytelników. I choć bardzo chcielibyśmy, aby środowisko czytelnicze było inne, może nieco zdystansowane od reszty świata, wszyscy doskonale wiemy, że wcale tak nie jest. 

    "Biblioróznorodość. Manifest wydawców niezależych" wskazuje na niechlubne miejsca współczesnego rynku książki. Susan Hawthorne, autorka manifestu, sama jest współzałożycielką i dyrektorką niezależnego wydawnictwa feministycznego, a więc dostajemy do rąk wypowiedź osoby doświadczonej i kompetentnej. Zacznijmy jednak od początku...

    Termin zawarty w tytule publikacji odnośni się do pojęcia "bioróżnorodności", które jest w powszechnym użyciu. Susan Hawthorne posłużyła się tym hasłem jako pewnego rodzaju kalką i zastosowała go do rynku wydawniczego. Jak twierdzi autorka, biblioróżnorodność to "złożony, samowystarczalny system opowiadania historii, pisania, publikowania  i innych rodzajów produkowania przekazów ustnych, czyli oratury, oraz literatury." Im bardziej skomplikowany system, tym lepiej, bowiem wówczas kwitnie w nim życie kulturowe, mające zbawienny wpływ na jego uczestników.

    Manifest Susan Hawthorne jest nie tylko wyrazem frustracji wynikającej z wieloletnich obserwacji branży książkowej, lecz także wezwaniem czytelników do samokształcenia w tym zakresie. Wybory konsumentów, świadomość pewnych mechanizmów czy zjawisk współczesnej kultury to elementy niezwykle potrzebne w budowaniu dobrego "ekosystemu czytelniczego". Swoją tezę Hawthorne obszernie argumentuje, powołując się na liczne wydarzenia, problemy czy zjawiska. Niektóre z nich powstały na zupełnie innym gruncie, lecz ich echo pobrzmiewa daleko od pierwotnego kontekstu, wpływając bezpośrednio na rynek książki. W manifeście znajdziecie zatem solidną dawkę wiedzy, konkretne stanowisko, żywą polemikę i głośne wezwanie, aby nie ulegać ślepo wpływom rynku. "Biblioróżnorodność" to intrygujący tytuł, z którym każdy książkoholik powinien być obeznany. Serdecznie polecam.


Wpis powstał we współpracy z wydawnictwem:


czwartek, 7 sierpnia 2025

"Przyjaciele muzeum" Heather McGowan | recenzja

 


    Z czym kojarzy się Wam muzeum? Sztuka, kultura, artyzm, wybitne dzieła... Ha! Tak by było, gdybyśmy żyli w idealnym świecie. Tymczasem Heather McGowan w swojej najnowszej powieści pokazuje, że muzeum bynajmniej nie stanowi stolicy kultury wyższej. Pod płaszczykiem ekstrawagancji i wyjątkowości kryje się najzwyklejsza w świecie żądza pieniędzy, niepohamowana chęć wzbogacenia się, która nigdy nie kończy się dobrze.

    Główną bohaterką powieści jest Diane Schwebe. Postać tę poznajemy w najgorszym z możliwych dla niej momentów, kiedy sypie jej się cały świat, a problemy zdają się ciągnąć bez końca. Najważniejszym powodem do zmartwień jest jednak to, by udało się uratować muzeum w Nowym Jorku. Instytucja znajduje się bowiem w kłopotach finansowych, podupada, natomiast zebrane w niej dzieła sztuki mają różne pochodzenie - niektóre nawet nielegalne. Sytuacji nie poprawia fakt, że na zatuszowanie autentycznego pochodzenia eksponatów Diane oraz pracownicy placówki mają tylko... dobę. Akcja pędzi więc na łeb, na szyję, a czytelnik musi radzić sobie z coraz to nowszymi informacjami, stale komplikującymi tok zdarzeń.

    "Przyjaciele muzeum" to nie tylko thriller, jak twierdzą reklamy, lecz także, a może nawet przede wszystkim, satyryczno-gorzka historia o ludziach i miejscach. Przyznać trzeba, że nie jest to łatwa lektura i momentami będzie testować cierpliwość czytelnika. Warto jednak podjąć ten trud, by móc przeżyć niezwykłą podróż po świecie sztuki i artystów oraz osób związanych z tym środowiskiem. Heather McGowan podjęła temat, który nie należy do prostych ani przyjemnych. Autorka z jednej strony wyśmiewa pewne tendencje, z drugiej zaś uzasadnia ich istnienie. Tu nie ma miejsca na łatwe odpowiedzi ani upraszczanie świata. Powieść chce, by czytelnik był zaangażowany, świadomy i otwarty na niewygodną prawdę. Zechcecie się z nią skonfrontować?

    Powieść Heather McGowan zaskoczyła mnie swoją konstrukcją, narracją, problematyką. Spodziewałam się lektury bardziej rozrywkowej niż intelektualnej, a dostałam literacki labirynt, po którym poruszałam się z taką samą niepewnością co zaintrygowaniem. "Przyjaciele muzeum" to niesamowita opowieść, przy której nie sposób się nudzić. Serdecznie polecam!


Wpis powstał we współpracy z wydawnictwem:



wtorek, 29 lipca 2025

"Rękopis znaleziony w Saragossie" Jan Potocki | recenzja

 


    "Rękopis znaleziony w Saragossie" to wybitne dzieło Jana Potockiego, pochodzące z początku XIX wieku, które do tej pory cieszy się wielką popularnością. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest zapewne ekranizacja powieści z 1964 roku, chętnie przypominana w telewizji. Do "Rękopisu..." zatem powracamy często i z przyjemnością, a powodem tego zachowania jest z pewnością monumentalność utworu.

    Prezentowany tytuł przynależy do gatunku powieści łotrzykowskiej (romansu awanturniczego), charakteryzującego się między innymi obecnością elementów satyry, bohaterem w roli rzezimieszka czy hulaki, narracją z perspektywy pierwszoosobowej oraz bogatą fabułą, która nie pozwala nam na odłożenie książki. Ta ostatnia cecha jest szczególnie kłopotliwa w przypadku "Rękopisu...", który w niniejszym wydaniu liczy sobie niemal 800 stron! I choć studenci polonistyki, widząc taką cegłę w spisie lektur, niechętnie podejmują czytelnicze wyzwanie lub nawet kapitulują już na samym początku, zdecydowanie warto wrócić do tego utworu w spokojniejszych warunkach i bez presji czasu. Dlaczego?
    
    Przede wszystkim warto pamiętać, że powieść Potockiego jest naszym narodowym dziedzictwem i utworem wyróżniającym się na tle innych. Historia obfituje w takie motywy i wątki, które czytelnicy lubią najbardziej... Mamy tu bowiem całą masę tajemnic, niewyjaśnionych okoliczności, zagadek, które tylko czekają na odkrycie. Intrygująca jest także przestrzeń literacka - zamki, pustelnie, gospody czy jaskinie pozwalają nam poczuć klimat powieści i nierzadko serwują ciarki na plecach. Opowieść Alfonsa von Wordena to niezwykle fascynująca przygoda, podczas której dotrzemy do zakazanych miejsc, doświadczymy rzeczy wykraczających poza nasz intelekt, poznamy mnóstwo świetnie skrojonych postaci oraz najzwyczajniej w świecie będziemy się świetnie bawić.

    Powyższe wydanie powieści jest wyjątkowe. Po pierwsze, warto zwrócić uwagę na przekład tekstu, który w Polsce ujrzał światło dzienne dopiero w 2015 roku. Tłumaczenie Anny Wasilewskiej należy na ten moment do najnowszych i najwierniejszych przekładów. Trzeba o tym wspomnieć, gdyż "Rękopis..." został napisany po francusku, a następnie był wielokrotnie tłumaczony, skracany, cenzurowany itp. Po drugie, książka została przepięknie wydana. Jest to twarda oprawa ze stronami w kremowym kolorze, wbrew pozorom - komfortowa do czytania, a na półce prezentuje się wręcz godnie! Jak dla mnie to pozycja obowiązkowa dla każdego literackiego wyjadacza, klasa sama w sobie. Serdecznie polecam!


Wpis powstał we współpracy z wydawnictwem:



środa, 16 lipca 2025

"Błękitni" Maria Rodziewiczówna | recenzja



    No i mamy to, drodzy państwo! Kolejna powieść Marii Rodziewiczówny, którą przeczytałam i mam przyjemność ją dziś ocenić. Choć trudno oceniać tego rodzaju literaturę... Jest to bowiem utwór z 1913 roku, więc czuję pewne opory przed tym, żeby z perspektywy współczesnego człowieka opowiadać o książce, będącej zapisem tak odległych czasów, zupełnie nam dziś nieznanych okoliczności i nieistniejącego już świata... Nie chcę naruszać tego porządku, więc tylko opowiem, co można odnaleźć w "Błękitnych", bo co do wartości sięgania po takie teksty - nie mam żadnych wątpliwości.
    
    "Błękitni" to historia księcia Leona, który po tragicznej śmierci swojego brata, musi przejąć rodzinny majątek i mądrze nim gospodarować. Okazuje się jednak, że nie jest to łatwe zadanie. Nowa sytuacja wymusza na głównym bohaterze wiele zmian, nie tylko w sposobie życia, lecz także w postrzeganiu samego siebie. Leon, zwany też Lwem, mierzy się z przewartościowaniem swojego życia, by móc odnaleźć się w tych niecodziennych dla niego okolicznościach. Czy historia Leona jest świadectwem wielkiego upadku człowieka czy osiągania szczytów mimo przeciwności losu? Tego musicie dowiedzieć się sami.

    Henryk Sienkiewicz w "Rodzinie Połanieckich" zapisał piękne motto: "O człowieku nie wolno wątpić, póki żyje". Słowa te pięknie wpisują się w "Błękitnych", bo to właśnie czas, a wraz z nim liczne zmiany, jakie nawiedzają bohaterów, świadczą o nieuchronnej zmienności, przynoszącej zarówno trudny, jak i nadzieję. Rodziewiczówna wpisała w swoją powieść wiele szlachetnych idei, takich jak na przykład szacunek do pracy, troska o swój dom, przywiązanie do ziemi. Bohaterowie bardzo różnie odnoszą się do tych starych jak świat reguł, porządkujących rzeczywistość wedle tradycji, w imię wartości przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Powieść odpowiada na pytanie, którą drogę warto obrać, żeby iść przez życie z dumą i satysfakcją, choć nie zawsze jest to łatwe lub oczywiste.

    Jak widzicie, "Błękitni" w przeciwieństwie do niektórych pozostałych powieści Rodziewiczówny dotykają nieco innych tematów, choć nie stronią od wątków miłosnych. I nic w tym dziwnego, skoro uczucie jest jednym z fundamentów człowieczeństwa. "Błękitni" to powieść niezwykle klimatyczna, pozwalająca na nieco nostalgiczną tęsknotę za czasami, których my doświadczyć już nie możemy. Serdecznie polecam.



Wpis powstał we współpracy z wydawnictwem:



niedziela, 6 lipca 2025

"Między końcem a początkiem" Jojo Moyes | recenzja

 



Wydaje się, że po czterdziestce życie już niczym nie zaskoczy - to my będziemy kowalami swojego losu, którzy dziarsko piszą własną opowieść. Tymczasem rzeczywistość okazuje się brutalna, o czym boleśnie przekonuje się Lila, główna bohaterka najnowszej powieści Jojo Moyes. Lila jest pisarką, ma dwoje dzieci i jeszcze niedawno miała męża, który porzucił ją dla młodszej kobiety. Bohaterka musi stawić czoła nowej sytuacji, rzutującej na wszystkich domowników oraz na pracę Lilii. Na tym jednak nie koniec problemów. Gdy na jaw wychodzą rodzinne sekrety, córka przechodzi okres buntu, a dom wymaga kosztownego remontu, Lila będzie musiała odnaleźć balans w tym chaosie. Czy sobie poradzi?

„Między końcem a początkiem” to powieść krzepiąca, choć opis wcale na to nie wskazuje. A jednak bohaterowie tej książki z sukcesem udowadniają czytelnikowi krok po kroku, że z każdej sytuacji można wyciągnąć nie tylko cenne wnioski, lecz także wzmocnienie samego siebie, uporządkowanie myśli oraz poprawę własnego życia. Każdy z nas popełnia błędy, o czym powieść Jojo Moyes nieustannie przypomina. Życiowe tarapaty są domeną nie tylko Lilii, lecz także jej ojca, matki, córki, przyjaciółki, męża… Losy tych wszystkich bohaterów pokazują, że złe decyzje są naturalne, natomiast kluczem do szczęścia jest sposób, w jaki sobie z nimi radzimy. Powieść zahacza o trudne tematy, podejmuje na przykład wątek kłamstwa w dobrej wierze i żongluje pewnymi pojęciami. Każe nam zastanowić się nad tym, co w życiu jest naprawdę ważne i jaką cenę trzeba za to zapłacić.

Książkę Moyes czyta się szybko i przyjemnie. Jest to lektura idealna na lato, choć niepozbawiona wad. Odnoszę wrażenie, że wątek Celii, córki głównej bohaterki, mógłby zostać nieco inaczej poprowadzony. Rozwiązanie, na które zdecydowała się autorka, uważam za nieprzekonujące. Ciekawa jest natomiast historia przyjaciółki Lilii. Jest to kobieta, która podobnie jak główna bohaterka, została porzucona przez ukochanego. Zmotywowało ją to do skupienia uwagi na swoich potrzebach i oczekiwaniach, dzięki czemu mogła znaleźć odpowiedź na pytanie, czy rzeczywiście jest szczęśliwa. I choć jest to postać drugoplanowa, warto pochylić się nad jej losami, które wiele nam mówią o ludzkiej naturze.

Podsumowując, "Między końcem a początkiem" to wakacyjny comfort book, zawierający wszystko, czego potrzebuje dobra powieść: wyraziste postacie, wciągająca fabuła i wartościowa problematyka, a to wszystko przyprawione sporą dawką humoru. Jestem fanką wszystkich fragmentów, gdzie pojawiają się sprzeczki między dwoma staruszkami (choć, słowo daję, określenie "staruszek" nie pasuje do tych bohaterów, podobnie jak "dziadek", czego Gene jest żywym dowodem, dlatego życzy sobie, aby mówić o nim "stary druh"). Jeśli szukacie lekkiej opowieści w prostej formie, lecz z przekazem, nowa powieść Moyes będzie dobrym wyborem. Serdecznie polecam. :)



Wpis powstał we współpracy z wydawnictwem:




środa, 18 czerwca 2025

"Jerychonka" Maria Rodziewiczówna | recenzja

 



    Zaczytuję się Rodziewiczówną - w ten sposób mogłabym określić ostatnie kilka miesięcy mojego życia, spędzonych przy powieściach Marii Rodziewiczówny, pisarki "minoris gentis" - a przynajmniej tak zwykło się o niej mówić. Przyznać trzeba, że powieści tej pisarki charakteryzują się przystępnością, pozwalającą zyskać szerokie grono czytelników. To oczywiście nie kategoryzuje ich jako tekstów "gorszego sortu". Przyjrzyjmy się więc "Jerychonce" i spróbujmy ocenić, czy warto po nią sięgnąć.

    Tytułowa jerychonka to roślina, a konkretniej róża jerychońska (inna nazwa, zapewne bardziej profesjonalna to widliczka łuskowata - ot, ciekawostka), cechująca się niesamowitymi właściwościami regeneracyjnymi. Dlatego czasem nazywą się ją także "zmartwychwstanką". Trzeba przyznać, że symbolika jego kwiatu jest niezwykle wymowna i świetnie wpisuje się w fabułę utworu. Główną bohaterką powieści jest Magda Domontówna, która wraca do Krakowa z zagranicznych studiów. Na miejscu spotyka swojego przyjaciela z dawnych lat, Filipa, który wpakował się w życiowe tarapaty. Jest on bowiem uzdolnionym malarzem, który źle ulokował swoje uczucia. Zakochał się w kobiecie bezwzględnej, wykorzystującej jego miłość bez żadnych skrupułów. W tym niezwykłym trójkącie miłosnym dzieje się wiele... i nie możecie tego przegapić!

    Rodziewiczówna ułożyła dość prostą, ale i przyjemną opowieść, którą można pochłonąć w ciągu jednego wieczora. Bohaterów się kocha lub nienawidzi, jednak bez względu na to, jakie mamy wobec nich emocje, zdecydowanie patrzymy na ich losy przez pryzmat własnych doświadczeń - bo to w końcu w najprostszych historiach odnajdujemy cząstkę siebie, nawet wtedy, gdy mowa o utworze z 1920 roku. Bohaterowie "Jerychonki" w gruncie rzeczy są tacy jak my współcześni. Oni również poszukują recepty na szczęście, popełniając przy tym liczne błędy, żałując swoich decyzji.
    
    Za duży plus "Jerychonki" uważam wszelkie wątki związane ze sztuką. Odgrywa ona w tej powieści niebagatelną rolę i - myślę, że nie przesadzę, jeśli powiem, że - czyni ją naprawdę wyjątkową. Wzbogaca symbolikę, mnoży znaczenia, uatrakcyjnia świat przedstawiony, a tych czytelników, którzy lubią sztukę, z pewnością inspiruje. Podsumowując, serdecznie polecam tę z pozoru oczywistą, lecz nie infantylną powieść, która zabierze Was do zupełnie innego świata...


Wpis powstał we współpracy z wydawnictwem: